Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tusk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tusk. Pokaż wszystkie posty

piątek, 26 listopada 2010

Tuskowy Disneyland

Kłamstwa wyborcze polegające głównie na zupełnym odcięciu się od własnego liberalnego programu, afera hazardowa, którą na oczach milionów ludzi zamieciono pod dywan (komisja sejmowa złożona w większości z posłów PO na czele z arcy-obiektywnym Mirosławem Sekułą orzekła, że żadnej afery w gruncie rzeczy nie było), doprowadzenie finansów publicznych na skraj katastrofy z długiem publicznym sięgającym niedługo 1 biliona i realną dziurą budżetową ok. 100 miliardów złotych - to dorobek obecnej koalicji rządzącej. Nic to, poparcie dla Platformy Obywatelskiej jak było wysokie, tak dalej jest. Napisałem "wysokie"? Przepraszam, już się poprawiam: bardzo wysokie. Nawet podwyższenie podatku VAT o 1 punkt procentowy nie wkurwiło ludzi, co uważam za historyczny fenomen. Słupki ani drgnęły. Jak to zatem jest możliwe? Rafał Ziemkiewicz napisał ostatnio w jednym ze swoich felietonów, że matolstwo jest siłą. Patrząc jak ludzie dają się manipulować kochanej władzy, jak łykają wszystkie PR-owe zasłony dymne, ciężko się z tym nie zgodzić.

Już w podstawówce na lekcjach historii dzieci uczą się, że partia polityczna to jest taki twór, który dąży do zdobycia władzy, a władzę chce zdobyć po to, by realizować swój program. Ten banał to w zasadzie istota polityki w demokracji parlamentarnej. Każda ekipa która wygra wybory, będzie chciała wprowadzić swoje postulaty w życie, albo przynajmniej będzie próbowała to zrobić, biorąc pod uwagę różne przeszkody czy fakt, że nawet najsłuszniejsze reformy bywają niepopularne. Co by nie mówić o ekipach Millera, Buzka czy Kaczyńskiego - starali się realizować swój program.

Ekipa Tuska od początku przejęcia władzy w Polsce prowadzi natomiast coś na kształt post-polityki. Używam tego terminu, by zaznaczyć różnicę pomiędzy tradycyjną polityką, a działaniami prowadzonymi przez obecny rząd. Donald Tusk przez trzy lata swoich rządów zajmował opinię publiczną błahymi rzeczami. Dziennikarze ukuli nawet pojęcie: "polityka wrzutek". Kiedy pojawia sie ciężki problem do rozwiązania, kiedy stoimy w obliczu ważnej i trudnej sytuacji, wtedy pojawiają się "wrzutki". Ostatnio była to kwestia dopalaczy, a wcześniej na przykład marketingowe zabiegi w stylu "rząd będzie latał tylko cywilnymi samolotami pasażerskimi", idiotyczne wyskoki durnia narodowego Janusza P., czy rozmaite teorie o problemach alkoholowych głowy państwa - wszystko po to, by media i opinia publiczna miały inny temat do roztrząsania niż to, co rzeczywiście ważne, istotne i niepokojące. W parze z polityką wrzutek szła polityka zajebistości (przepraszam za ten okropny rusycyzm), czyli stwarzanie pozytywnego wizerunku w opozycji do zapyziałych faszystów, którzy rządzili krajem przez bite 2 lata przed wygranymi wyborami w 2007 roku; przecinanie wstęg na Orlikach i brandzlowanie się mapką z Polską-Zieloną-Wyspą na tle ogólnoeuropejskiego kryzysu.
Post-polityka nie jest nakierowana na realizowanie programu wyborczego. Ani jeden ze sztandarowych postulatów wyborczych PO nie został zrealizowany, a co więcej, najważniejszy z nich - obniżka podatków - został dobitnie przekreślony w momencie podwyższenia podatku VAT. W post-polityce chodzi o to, by rządzić, by utrzymać się przy władzy dzięki umiejętnemu sterowaniu opinią publiczną. Możemy w takim razie powiedzieć: chodzi o władzę dla samej władzy. Przedmiotem troski rządzących są tedy sondaże opinii publicznej, a nie kondycja państwa, czy mówiąc górnolotnie, dobro wspólne.

Choć jestem człowiekiem o konserwatywnych poglądach, nie potrafię w jakiś specyficzny sposób nie docenić tego, co o naszej rzeczywistości pisali postmoderniści. Nie traktuję tego jako wartościową filozofię, ale przewrotnie na potrzeby publicystyczne tak, jak sami postmoderniści lubili traktować inne mądrzejsze rzeczy, jakie zostały napisane przed nimi: jako swego rodzaju narrację gotową do zdekonstruowania, coś, czym można połatać własne interpretacje czy metafory. Baudrillard pisał, że nasza rzeczywistość to w gruncie rzeczy symulacje, udawanie czegoś. Tusk udaje, że robi politykę, a wyborcy w jego Disneylandzie świetnie się bawią. Ludzie uwierzyli w PR-owy przekaz, z całego strumienia informacji wybierają proste kalki i najwygodniejsze interpretacje. Nie wiem co by się musiało wydarzyć, by Platforma w końcu przegrała wybory. Póki co nic na to nie wskazuje, mimo spieprzenia (parafrazując samego Tuska) tylu przez nią rzeczy.