poniedziałek, 25 lipca 2011

Witaj Amy w klubie 27!

Amy Winehouse została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu. News to wstrząsający jak śmierć każdego znanego człowieka, ale biorąc pod uwagę tryb życia piosenkarki nie powinien dziwić. Dziennikarze od razu zauważyli, że Winehouse zeszła z naszego padołu w wieku 27 lat, tak samo jak Kurt Cobain, Jim Morrison, Jimi Hendrix i Janis Joplin, od razu też pojawiły się porównania do przedwcześnie zmarłych legendarnych muzyków.

Winehouse nagrała tylko 2 studyjne płyty: jedną średnią, drugą bardzo dobrą. Od kilku ładnych lat słyszało się głównie o jej pijacko-narkotycznych ekscesach, znacznie mniej o jej dokonaniach muzycznych, no chyba że o takich, jak zawalony koncert w Belgradzie 18 czerwca tego roku. Mam zatem wrażenie że większą częścią legendy pod tytułem Amy Winehouse, którą próbuje się teraz kreować, będzie jednak przedwczesna tragiczna śmierć tej wokalistki, a nie to, co rzeczywiście nagrała, bo jedna świetna płyta pop to mimo wszystko za mało. Pod tym kątem Cobain, Morrison i Hendrix zostawili znacznie większą spuściznę. To zresztą w ogóle nie podlega żadnej dyskusji, a stawianie utalentowanej Brytyjki w jednym rzędzie ze wspomnianymi artystami jest jakby herezją. Wydaje mi się więc, że muzyka Winehouse nigdy nie osiągnie miana kultowej, choć jej postać, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, zapisze się w historii showbiznesu.

Anyway, RIP Amy.